Recenzja debiutanckiej płyty Soulja Hooligans

 Recenzja debiutanckiej płyty Soulja Hooligans

Przyznam szczerze, że gdy usłyszałem o istnieniu tej ekipy, znałem tylko ich jeden numer – featuring z niejakim Sisalamanem. Utwór mnie zaintrygował; uwagę zwraca melodyjny refren i oryginalna nawijka, a po dubowych dźwiękach klawiszy pojawia się drum’n’bassowo–dubstepowa wibracja. Do tego pełen temperamentu, anglojęzyczny tekst z kategorii „walczących”.

Kiedyś taki proceder uprawiał w swoich tekstach Joe Strummer w moim ukochanym The Clash. Któż nie buntował się razem z Zackiem de La Rochą słuchając pierwszej płyty RATM, a w ostatnich latach takie polityczno–społeczne zaangażowanie ujawnia australijska ekipa Blue King Brown. W tym otwierającym płytę numerze Soulja Hooligans mieszają style i gatunki, a wszystko to podane z punkową energią i okraszone wieloma efektami, za które odpowiada dub master Shanti, kluczowa postać i znak rozpoznawczy zespołu.

W drugim „Vampires” mamy do czynienia z przebasowanym dubem, który romansuje z dubstepem. Chyba celowo przesterowali męski wokal. Do tego rap Martyny Baranowskiej przeplata się z jej soulowymi zaśpiewami. Jedyne do czego można się przyczepić, to zbyt głośne „blachy”, ale widocznie tak miało być skoro materiał masterowali panowie Activator i Smok ze studia As One. Interesująco prezentuje się także trzeci na krążku utwór „Abduction”. Do miksera wpadł dub, punkowy bas, perkusyjny rytm i dubstep, okraszony efektami (deeleye, echa, pogłosy) wokal afro. Niezła msza. Co ciekawe pojawiają się tu też akcenty wschodnio-indyjskie.

Perełką w zestawie jest utwór „Matka Ziemia” z gościnnym udziałem Bas Tajpana. Mamy tu słowiańskie etno roots, gdzie background wokal zrobiły Rusałki Spod Czartowskiej Skały. Szacunek za akordeony dla Pana Kazia i Swobodnego Andrzeja. Kapitalny, na wskroś ludowy pean dla matki natury, z uniwersalnym przekazem „szanuj matkę naturę – szanuj matkę ziemię”.

W „Jalove” króluje elektroniczny dub spod znaku Zion Train, podszyty drum’n’basem i lekkim dubstepem. Podobną podróż funduje nam „World On Fire”, z tą różnica, że mamy tu mocny agresywny żeński rap zgrabnie przechodzący w śpiewanie. Ciekawie prezentuje się także Bąku. Znośna kompozycja, aczkolwiek jak dla mnie trochę za dużo tu chaosu.

„Punxstep” to drugi i ostatni polskojęzyczny numer na płycie. Świetnie miecie angielski refren; słuchając go przypominałem sobie o nieodżałowanych Electric Rudeboyz ze Szczecina. W środku kompozycji i na jej końcu wyłania się wyśmienita dubstepowa zagrywka, którą do tej pory słyszałem tylko w angielskich produkcjach spod szyldu UKF.

Zamykający płytę utwór „I Try” to klasyczne „kwadratowe” punk-reggae, które nie przystoi, aczkolwiek numer rozwija i transowo dubuje. Ratuje go jednak dupstepowy muzyczny background oraz ciekawie ułożone wokale i efekty.

Podsumowując ekipa z Jaworskiego Zamku ostro się buntuje, dając zrozumiałe sygnały, że nie zgadzają się z otaczającą nas polityczną rzeczywistością, zubożeniem Trzeciego Świata, konsumpcjonizmem i dominacją postępu technicznego. Ten niemalże punkowy bunt, który usiłują nam przekazać, paradoksalnie jest nam podany przez muzykę pełną nowoczesnych wpływów. Ich niepowtarzalny styl ciężko do czegokolwiek porównać. Jedno jest pewne – Soulja Hooligans są nie do podrobienia.

Sprawdź także